Codzienność wojny obok wałów wiślanych

Zofia Wawro, Mieczysław Wawro, Małgorzata Wawro. fot.: Agnieszka Moś

Codzienność wojny obok wałów wiślanych.

Rozmowa z Mieczysławem Wawro, mieszkańcem Brzeszcz, urodzonym w 1922 roku.

 

Zofia Wawro: Tato, porozmawiajmy o wałach wiślanych. Pamiętasz, kiedy były budowane?

Mieczysław Wawro: Wisła w 1919 roku miała wały zrobione od Morońki aż do Łazów, bo nie wiem, czy im funduszy brakło, czy co. A przerywkę robili najpierw Węgrzy, Madziary, przed pierwszą wojną. Ludzie byli na tej środkowej górce, a kobieta im gotowała. Tata poszli ze Sporyszem, ze sąsiadem, zobaczyć przerywki, a mocne chłopy były. A oni, Austriacy, wyryli taką głęboką dziurę, taką na trzy metry. Tata i Sporysz chcieli ziemię wywieźć. Tata wywióz, a Sporysz nie wywióz taczki, bo tako ciężko ta ziemia była.

 

Małgorzata Wawro: A przerywka co to jest?

Wisła szła pod samym Bagiennikiem, więc przeryli to całe za Austrii, jeszcze przed pierwszą wojną. Tak samo to Grabicze, to też do Śląska należało kiedyś. Tylko przeryli koryto.

 

Z.W.: To znaczy, że kiedyś Grabicze i Łazy były po śląskiej stronie, a przekopano tak koryto Wisły, że znalazły się po naszej stronie?

Prostowali Wisłę. Największe zakręty były od Jawiszowic aż do Babic. Takie zakola były. Tak samo było to Brandysie Koło za Łazami. To sama Wisła przerwała. Dwieście lat temu, jak mówiłem. Okropna powódź była w  roku 1915.  Tak samo Soła płynęła tam, gdzie jest młyn w Oświęcimiu. A wtedy przerwało prosto, jak się z mostu popatrzyło, to taki budynek z cegły zerwało. W 1940 roku przerwało wały, bo ogromna powódź była. To Niemcy zaczęli i dalej je robili. Jak w 1915 roku była taka straszna powódź, to chłopy były na wozie, a kobiety deski zbierali i łowili ryby w Bagienniku, mama mówiła, a jakże. A tu gdzie jest Senkowiec, to były takie dwie małe groble na ryby. Chyba jak w średniowieczu, jak z Brzeszcz łowili ryby do i Krakowa wieźli, to musieli je gdzieś zmagazynować. To ze źródełka wodę wpuszczali do tych grobli.

 

M.W.: A gdzie to jest ten Senkowiec?

Gdzie jest ten zbiornik (wód słonych), to Senkowiec nazywają. Od nazwiska Senkowski pewnie. Jedenaście lat Wisła nie wyloła. Staro Michalsko mówiła, że krowy paśli tak do św. Wojciecha, po świętym Michale. Od św. Wojciecha każdy na swoim pos. Wiecie co to jest, jak Wisła jedenaście lat nie wylała?

 

M.W.: Ale co na tym Senkowcu było?

Staw był. Gdzie jest osadnik, to był staw. Z boku, po prawej jak jest zjazd, były dwie groble, do których płynęła woda ze źródełka. Źródełko do osadnika wpływa do dziś. Jak kiedyś trawa zgnije, to trzeba tam iść, bo to znać jeszcze. Do tego źródełka laskiem się chodziło.

 

M.W.: Ale teraz trudno znaleźć, bo są wysokie trawy. W żniwa do tego źródełka po wodę chodziliśmy.

Z.W.: Kiedy wybudowano te groble?

W średniowieczu. Jo pamiętom, takie były niziutkie, takie spłaszczone już to było. Znać je było bardzo dobrze.

 

M.W.: I transportowali stamtąd ryby?

Ryby ładowali na łodzie, jakie je mieli. Żywe do Krakowa wieźli, te brzeszczany. Tak to robili, że ta ryba we wodzie była. A z powrotem nie wiem, czy te łódź może sprzedali, albo coś, nie wiadomo… Za co takie dzwony kupili do kościółka? Oni handel musieli prowadzić przecież. Ile to musiało kosztować…

 

M.W.: Stawy były, to sprzedawali. Gdzieś wywozili ryby.

Pożywiali się rybami. Dookoła były same bagna. I każdy gdzie kopoł, wszędzie ryby były. Tam okonie były, jak woda była. W Sole mało co wody płynie, bo wszystko zabiero Porąbka i Czaniec.

 

Z.W.: Tutaj na Wiśle, jak jeszcze nie było mostów, to był bród.

Bród tu był w Łazach. Jak Ruski przyjechały w 1945 roku, my byli u Moronia, to Niemiec tu był ranny. Wszed oknem, a u nos tu lokator był. „Wygoń go, bo będzie źle” – mówie mu. „Ale to człowiek”. My wzięli go, że go na Wole domy do Ślązoków. Wyszli my, a tu Ruski na koniach. „Ty hazjaj, kuda jest bród?” Widzieli, że tu wszystko śniegiem zasypane. I brat ich poprowadził tam. Zima okropno była, mróz. I pojechali wałem aż na Chropyń.

 

M.W.: A dokładnie to ten bród był w którym miejscu? Tu, gdzie jest most drewniany?

Tak, z drugiej strony było takie ostrzejsze, a tu zamulało.

 

Z.W.: Czyli bród dlatego, że tam było płytko?

Płycej było. Jak było lato, to wody do kolan było.

 

Z.W.: A gdzieś było takie miejsce, gdzie się łódkami przeprawiało?

Łódki były bliżej.

 

M.W.: W stronę Oświęcimia?

Trzy łódki były na Wole. Pierwszą mioł Klęczar, tak się nazywoł. Drugi był Pastuszka, a potem Momot, a trzeci był poniżej, ale nie pamiętom, jak się nazywoł. Ten most jak robili, to same naboje były. Te drzewa nie dało się rżnąć na tartaku, dlatego niedrogo Wola kupiła te drzewa. Oni wbijali po swojej stronie, a nasze nie poszły. Pale wbijali, a w nich było pełno nabojów. Naboje w drzewach były z czasów frontu. W 1945 roku, jak Ruscy jechali, przewozili z Wilamowic pod Racibórz, to same sztybry przecież przed Żorami, same tygrysy stoły. W Żorach w lesie jest przecież ogromy cmentarz więźniów, po prawej stronie. 

 

M.W.: Ostatni ten chodnik był, jak szli ludzie na tą łódź, to ja to jeszcze pamiętam. To między naszą łąką, a zaraz, łąką…

Wcześniej był Klęczar, a  pod naszą łąką był Pastuszka, bo Momot później był. Kiedyś ten Ślązok krowe nom sprzedoł. Madeja on się nazywoł, wiecie, że on na stolarni robił, żalił mi się, że go hanysami nazywali, hitlerowcami. Ale tata nigdy nie mówił żaden hanys, tylko Franek. Pomniejsze godali. Mika, Tomek, ten Klęczar, czy Franku, po imieniu se godali, nie ubliżali nic.

 

M.W.: Jak to się odbywało, jeśli ktoś chciał przejechać na drugą stronę łódką?

To wołali, to krzyknął, to dzwonki trzeba było założyć.

 

M.W.: I o każdej porze dnia i nocy mógł na to liczyć, tak?

No pewnie, w nocy, jak się umówił, że ktoś przyjdzie. Jak Zieliński (Jan, lekarz) przyszed, to było chyba przed samą wojną, jo mioł może trzynaście, czternaście lot. Zmiłujcie się, bo mi baba umrze. No bo to zima, śnieg, potem mróz był, brat robił na kopalni. Z bratem my pojechali. Prawie tyn Zieliński skądś przyszed, powiedział, o co chodzi, człowiek to by się boł. A oni, te Ślązoki, z latarkami sprowadzili go, do rana czekoł, od północy na niego. Prosto go do biura do ubezpieczalni zawióz. Tu nie było żodnego pogotowia, przecież nic. Albo Kowalczykowa, Wyrobkowa starsza, choro była, po doktora, dwunasto była i do rana czekoł na niego. Jak Zieliński powiedział, to tak było, już nikt po nim szpital by nie poprawioł.

 

M.W.: Czyli Ślązacy szli po lekarza z Brzeszcz?

No tak, bo co, do Pszczyny mioł iść? Gdzie ta Pszczyna była?

 

Z.W.: A do kiedy te łódki pływały?

Aż most zrobili, w latach 60-tych, a może 70-tych, jak kopalnie Czeczott wybudowali. Jeszcze przed kopalnią most był.

 

M.W.: On ma jakąś nazwę, ten most? Bronisław ma ten w Harmężach.

Plany były, jak kopalnie wybudują, prosto droge, tu koło nos. Szkoda, że Marcak zmarł, jak dyrektorem był na kopalni, bo by elegancką droge na Woli zrobili… U nas w lesie też jest takie miejsce, gdzie są więźniowie rozstrzelani. Mówił mi ktoś, że chałpke Bartke wystawił, jak się ku Boru idzie, tam po lewej stronie, jak się idzie. Jak rozbierali ten dom, pełno trupów było. Że sama krew po tych ścianach była. Nikomu nie wolno tam było. I to Niymcy rozwalili te chałpke. Teraz zarosło krzokami, śladu ni ma, gdzie tyn domek stoł. Że tam podobno było nazabijane tych więźniów… Na Podgórczu też rozstrzelali więźniów, to jo wiem. W 1944 roku w sierpniu, po południu to było, kapo otwar drźwi: „A nie było tu Staszka i Józka?” –  więźniowie uciekli z transportu, Staszek i Józek, i kapo Żyd był… kombinowali ucieczkę i uciekli obydwa. Resztę w rogu na tej łączce, wysztrzylali wszystkich do jednego.

 

M.W.: Czyli w styczniu 1945 roku, tak?

Nie, w 1944 roku przychodzili do nos stale i Staszek i Józek. A kapo był Kazik, wziął karabin, z Radomska pochodził. Przychodził do Żyda, wiedzioł, że kombinują ucieczkę. I drapli. Ten Staszek po wojnie był odwiedzić nas. Do ubowców zaroz poszeł. A ten Kazik też tu był, jak jechoł z Dachau. Też przyszed. „A, ide do lagru” – mioł ta coś schowane pewnie… Jakżeście to uciekli? O 10 wieczór my byli w Kielcach. Że do węglarki my się zakopali. Ale wszystkich co do jednego wystrzylali, kurcze… Tam było bagno, konie… drut za kark i wyciongali…

 

M.W.: W którym to miejscu dokładnie było?

Na Podgórczu, gdzie jest ten lasek, tam była łąka, teren bagnisty. Wozem ni mogli wjechać, jakoś to wyciągali. Ile ich tam było, to nie wjym. Nieboszka Pieczkowo Bronka tam patrzała… Wjyźli ich do spalenia… Rynkami te ryby wybierali ci wjyńźniowie. Jak stword położyli na wózkach ci wjyńźniowie: jednom, drugom, trzeciom raje. Julek Juras koniami do obozu jechoł. Zawoził materiały budowlane. Widzioł, jak ludzie zasłabli, to ich kładli z kraja. Potym na wózku ich rajami ukłodali. Tyn w środku godoł, ożył, bo się zagrzoł, ale jaki był, takigo do pieca ciepali. Tak godoł. A przyjechali essmany… posiadali. Stary Stawowy chodził po Nazielyńcach, a już do Harmynż nie wolno byo iść. Tam na Oszust nie wolno było iść. Tyn wjyńziyń taki, Kamiński z Komorowic z piyrszego transportu, chodził. W 1944 go wywjyźli do Mauthausen i tam zginoł w kamieniołomie. Codziynnie koło stawów chodził essman. Peschel się nazywoł. Tych Peschlów było dwóch. Jedyn był zbój, co powiesili go w Krakowie, a tyn drugi po ślonsku godoł. Przyszed tu roz i mnie nie było, Czesiek był (najmłodszy brat), godoł, żeby wysiyć trowe koło stawu.  Tyn Kamiński z nim chodził.

 

Z.W.: Tato, jak pamiętasz z dzieciństwa, to wałów nie było, budowano je…

Były wały, ino malutkie… W barakach w Oświęcimiu było biuro, inżynier nazywał się Barnycz.

 

M.W.: Austriacy budowali wał do Łazów, a w 1940 roku Niemcy… Bo przerwało w 3 miejscach.

Z.W.: A mówi się, że tutaj Władysław Sikorski w latach 30 -tych wytyczał granice…

Jako inżynier. Pomiary robił aż do Gdańska. Te żelazne słupki to była jego pierwsza praca po szkole. A te kamienie w Kole to musiały być downo, za austriackich czasów. Tyn pod Oszustym, podobno wpod do Wisły. A tyn żelazny na Brandysim, jak most na Wole jest, nikt go nie wykrod, jest tam zarośniynty w osryngach, bo kieś z ciekawości patrzyłem… W Łążku też jest na naszej łące, ale przysypany… Chyba co kilometr były.

 

M.W.: Co pamiętasz z tego, jak sypali wały w 1940?

1000 kobiet przychodziło co poniedziałek, a w sobote może 100. Tak ich wymordowali. Cywilni ludzie te darnie na skarpach układali. Od strony Wisły. Do tych darniów wbijali kołki, żeby woda nie porwała. Był taki, Gruszka się nazywoł, mioł nadzór nad budową tego wału. Tyn Molenda z Zielonej to właśnie przy tych darniach robił. Te chłopy u Moronia w stodole spali.

 

Z.W.: Ale to kobiety sypały?

Kobiety, więźniarki wózki pchały z ziemią. Zosia Gawron tu robiła przy tym. Taki Sabuga z Woli przekazywał do jej ojca jakieś dokumenty z lagru. Jej ojciec zakopoł to w ogródku w Kolonii. Po wojnie wydała się za Preisnera z Warszawy. Esman rzucił czopke, leciała po niom, to szczelił, nie leciała, to też strzelił do nogi, potem dobił do reszty… Świnie okropne szwoby byli…Ta Młynówka, co idzie prosto, to szła tak dookoła. Przekopali, to prosto idzie teraz. Wszystkom ziymie wybrali na te wały. I tu po lewej stronie, jak to Brandysie Koło, to była tako górka, półtora metra ziemi jest zebranej. Ziemi trzeba było dużo. Wał zrobili od Łazów aż do miejsca, jak się kończy staw Granicznik. A dalej był wał. Kto kiedy go podwyższył, to nie wiym. A jak się kończom Harmynże, to wału dalyj nie było. Na Chropyni żona mówiła, że jak dziećmi byli, to na tych kolybach zjeżdżali, bawili się przed wojnom. Teściowa mówiła, że jak tam przyszła, wydała się (początek lat 20-tych), ani na jeden raz nie zebrali ziemniaków do garnka, jak Wisła wylała. Teść chcioł jechać do poznańskigo, ale ona nie chciała, dzieci były małe… Teść dopiero kupił trzy morgi od Zwilinga w Rajsku i tam ziemniaki sadzili. W czasie wojny byli wysiedleni, po wojnie nic nie było. Teść umarł na wysiedleniu. Żona z siostrom na żarnach mełły mąke. Co to mógł być za chleb z takiej mąki. Jakaś kobieta dała krowe, a drugom, że zapłacom. Szwagier nieboszczyk szedł do kuzyna i słyszoł, że Ruski przyszli mu ukrasć krowe. Strzelili do niego, płuco przestrzelili. Dowlók się do Fyderka może ze 100 m. Mioł szczyńście, że Fyderek chodził po polu i usłyszoł. Na wozie do szpitala go potym wiyźli do Chrzanowa. Przeżył. A Ruski, tam, gdzie miyszko Walczyk (dom przy wale nad Wisłą na Chropieni), okna wyrwali i w izbie ogiyń polili. Wszystko wytargali i w ogniu spolili. U nas ukradli dwa wozy, krowę. Takom jałówe wielkom wyciongli. Co było godać? By cie zastrzelili. A ludzie sami posłali: „Idźcie tam, bo tam dużo krów jest.”

 

Z.W.: Tato, pamiętasz Żydów, którzy mieszkali w Brzeszczach?

Tak, pamiętom: Berger, Finder, Barber. Berger, gdzie jest bergierówka. Uczciwy Żyd był. W hałotach nie chodzili. Finder tak samo. Tych Finderów młodych było wiyncyj. Zaroz w listopadzie 1939 ich do Oświęcimia wywiyźli. Barber miyszkoł u Gawełka. Szmaty mioł u Moronia tu w sklepie. Jak przyszli Niemcy, Bergera ludzie okradli.

 

Z.W.: Czyli jak Niemcy przyszli, zaraz Żydów wywieźli?

To uczciwe Żydy były, szczególnie Berger stary. Po wojnie Bergera Mańka, Bergerke starom zabili. Broń mieli z posterunku. Sierankiewicza też napadli. I nas też. Tylko nie wiym, czy nas wprzód. Dwunastu ich w tej bandzie było. Jednego jo rozpoznoł w Oświęcimiu, fryzjerem był. Wtedy GS powstał. Jeździliśmy do Białej po towar. Ja przyjechałem wcześniej. Siódma wieczór. To był luty. Ciymno było. Humenta zrzuciłem, patrze, co tak drzwi otwarte do domu. Przecież to niemożliwe. Zaraz mnie do izby, pore złotych miołem to wzioł. A tyn fryzjer, otwar stolik, a tam maszynka. „O, to mi się przydo”. Jak to zrobili, na drugi, czy trzeci dziyń, poszli my z Julkiym nieboszczykiem do miasta. To jo się ide ostrzyc, mówię. Patrze, kurza twarz, a tyn zbój mnie strzyże! Nicem się nie odezwoł, bo myśle: łeb mi brzytwom użnie! On mnie nie rozpoznoł. Wyszedem. Mówie do Julka: „Ady tu kurcze tyn zbój jest!”. I poszli my na policjie. Wziyli go, siedzioł. W maju był sąd w Wadowicach. A tyn drugi się nazywoł Śmiyszek. Jego matka handlowała szmatami. W sądzie mówi do mamy tak: „Mogłaś przyjść, to bym ci szmat dała”. Wszystko zebrali, nie było w czym chodzić. Pościel. Jo po bracie nieboszczyku miołem elegancki płaszcz, na jego podszewce były kocie łebki. Na ulicy Szlak, na Montelupich był sąd. 14 lat siedzieć dostoł tyn jedyn zbój. Do Tarnowa wszystkie te szmaty wywozili. Ten płaszcz u Walczyka był.

 

Z.W.: Tato, jak wspominasz ten czas między pierwszą, a drugą wojną światową? Jak tu się żyło w Brzeszczach?

No, kto robił, to się żyło nieźle, ale kto nie robił, to biyda też była. Ale dużo chłopów było leniwych. Ktoś na kolei robił – dużo zarabiał. Jak gębowoł, to wygnali i robote stracił. Władza nie dała se gębować. Znołem takiego, co liter gorzoły do służby broł. Przez pijaństwo stracił robotę. Na kolei. A 450 zł zarabiał. Mioł dużo dzieci. Rodzinnego dużo dostawoł. Kolejorze zarabiali bardzo dobrze przed wojną. Maszynista na kolei to 500 zł miesięcznie zarabiał.

Oglądamy zdjęcia z albumu rodzinnego.

Anna Wawro z d. Senkowska. fot.: archiwum prywatne

Anna Wawro z d. Senkowska, urodzona w 1855 r., słyszała strzały w 1866 r. (bitwa austriacko-pruska 27 czerwca), gdy na Rudoku pasła krowy.

Rodzice Pana Mieczysława. Pan Mieczysław stoi pierwszy z prawej. fot.: archiwum prywatne

Rodzice w 1903 r. kupili ten dom od Chowańca. Chowańce przyszli tu z Grojca. Dostali 45 morgów od pana za prowadzenie młyna, ale niestety ostatni jego potomek wszystko prawie przepił. W końcu sprzedał resztę mojemu ojcu i wyjechał do Kanady. Mama dostała 2000 ryńskich posagu i za to kupili tutaj gospodarstwo.

 

Z.W.: Do którego roku ten młyn prowadzili?

W 1932 r. skończył działalność młyn. Ja jeszcze chleb z niego jadł. Brakowało wody, bo to wodny młyn był. Ten młyn u nas był najlepszy. Siłę ogromną mioł, koło nasiębierne. Panowie coraz więcej stawów robili i wody do młyna brakowało. Soła się obniżyła na skutek wybrania żwiru. We młynie mełli pierwszorzędną pszenice. Ludzie przyjeżdżali do młyna z całej okolicy. Kamień do tego młyna był sprowadzony z Francji. Tu w Polsce nie było takiego kamienia. On był w częściach składany. Taką obręczą to było skręcone. Po pierwszej  wojnie, jak bieda była, to owies do mełcia przywieźli. Tata robił mąkę z owsa. Bieda była, nie było co jeść. W latach 60-tych stary dom został zburzony, a razem z nim młyn. Przy młynie była kapliczka, a w niej obraz św. Jana Nepomucena. Co się z nim stało, nie wiem.

Młyn na Nazieleńcach. Lata 30. XX w. fot.: archiwum prywatne

Dom i kapliczka obok młyna. Lata 30. XX w. fot.: archiwum prywatne

Z.W.: Czy pływaliście w Wiśle?

A jakże, pływało się w Wiśle. Woda była czysto. Dopiero woda się zabrudziła, jak rafinerie w Czechowicach zrobili. Ojciec pływoł w Wiśle i my też. Ojciec jak mioł 80 lat to jeszcze się kąpać szed do stawu, do Wisły.

 

Z.W.: A świętowaliście też nad Wisłą?

Na Barwałdzie. Tam, gdzie to źródełko było. Po lewej stronie tej drogi źródełko było. Tam była łódka do przewożenia ludzi na drugą strone rzeki.

 

M.W.: Ty tam byłeś na tym święcie?

Pewnie, że byłem! Miołem może 12 lat. To było ciekawe. Tak samo, jak my chodzili do szkoły, przyjeżdżali do hotela profesorowie z odczytami z Krakowa. Nas kierownik szkoły zachęcał, żebyśmy chodzili. Ja byłem kilka razy. Profesorowie: Siedlecki, Chrzanowski przyjeżdżali… Ano, że to były filmy nieme. Profesor Siedlecki był badaczem na Jawie. Jawa to jest teraz Indonezja. Profesor Krzyżanowski. Na polowania tu też przyjeżdżał. Taki chłopek nieduży był. Prawa uczył.

 

Z.W.: Kiedy się obchodziło Święto Morza?

Na św. Piotra i Pawła w czerwcu. Sporty urządzali, wyścigi kajaków były. Festyn zawsze był potem.

 

Z.W.: Kto to organizował?

Chyba Liga Obrony Kraju. A co dwa tygodnie był festyn pod lasem, tam przy Nowej Kolonii, gdzie jest hołda. Święto Morza na Barwałdzie obchodzone było do wojny. Wszyscy tam przychodzili na tom zabawe, ze wsi ludzie i z Kolonii, każdy mógł przyjść. Barwałd to tu, gdzie teraz jest osadnik. Nad samą Wisłą to było. Piwo sprzedawali, wódkę, ciastka, bufet tam był, orkiestra kopalniana grała. Bo przy czym by tańczyli ludzie?

 

Z.W.: Łowiliście ryby w Wiśle?

My nie. Ojciec dzierżawił staw Podgórcze już jak byłem chłopcem. W Młynówce też było dużo ryb. Do łowów się chodziło pomogać, koniami też. To Bartke dawoł 5, 6 karpi zawsze. Pan tylko broł karpie, liny, szczupaki, a te tzw. dziki można było brać, ile kto chcioł. Okonie taaakie wielkie, to wszystkie ci, co przy rybach pomogali, zebrali. Przed Świętami Bartke przysłoł chłopa: „Przyjdźcie se po ryby”. Osobno jeszcze babce dawoł. Bartke zarządzoł stawami, jego ojciec już za Habsburga. Po wojnie dawali mu okropnie w skóre. A to porządny człowiek był. Niejednymu uratowoł skóre, bo może by kominem wyjechoł. Po wojnie przyszło zarządzenie, że kto jakie stanowisko mioł, to mo je obejmować po wojnie. Jedna rodzina dała okropnie w skóre temu Bartkiemu. Jeden przyszedł z niewoli i myśloł se, że on to całe obejmie, te stawy. To by trza Bartkego usunąć. Zgłosili, że strzyloł do ludzi. Niemcem z rodu był. Ale po polsku mówił dobrze. Jakże on mioł to robić, jak niedowidzioł? Jego siostra przecie niewidomo była. Piotrowscy się niom zajmowali. Za obsługę tej siostry kupił Bartke dom (działkę) na Dąbrowskiego. Dawniej tam była karczma, ale przed wojną już nie. Drewniane chałpisko takie duże było… A odnośnie potyczki na Łężniku: na Gilowicach mieszkał Domżał, był górnikiem. On powiedział: „My byli dziećmi wtedy. Matka nos do piwnicy zagnała, bo dwa czołgi przyjechały, zajechały z tyłu. Zginęło 10 żołnierzy, jedenastego pod Bagiennikiem zastrzelił Wolan (mieszkaniec Woli)”. Widziołem, jak tych żołnierzy na wozie wieźli, tych nieboszczyków. Taki na kopalni był Paszek, Kuczera, on ich wiózł, para koni nie mogła ich uwieźć. Nie wiem, czy takie ciężkie te ludzie byli? I wykopali dół, grób za płotem. Tata był na tym pogrzebie. I przyszedł kapitan, Niemiec, który w szkole stał. Dlaczego żeście ich za płotem pochowali? Myśloł, że takom wzgarde do nich mieli. To był Austriok. On też godoł, że tu biyda, bo ludzie boso chodzili. To była parcela kopalniano, gdzie ci żołnierze są.

Z Panem Mieczysławem Wawro rozmawiały Zofia i Małgorzata Wawro.

Powrót do spisu treści…